Zachciało mi się bezy i eksperymentów w kuchni. To sobie tylko bałaganu narobiłam.
Miała być rolada bezowa, ale mój piekarnik postanowił spłatać mi figla. Miała być mięciutka i puszysta jak pupcia niemowlaka beza. A wyszła krucha i chrupiąca bezucha. Ale przecież nie wyrzucę, tylko dlatego, że się nie zrolowała.
Pokruszyłam.
Dodałam mascarpone, bo już ubite było.
Polałam musem z rabarbaru.
I zjadłam ten słodki bałagan. Z Eton. Z najlepszą pochwałą ever.
Doobre Ci to wyszło. Tak fajnie się te smaki przenikają. Zachwycił się. Różnicy nie poczuł. Uff!
A gdzie tu eksperyment? Zapytasz.
W jajkach. A raczej ich braku. Tak. Od teraz możesz bezować bez obaw, co zrobić z żółtkami. Nie przecieraj oczu ze zdumienia. Lepiej otwórz puszkę po cieciorce, odlej wodę i ubij ją. Tak po prostu. Przecież białko to białko. Niezależnie z czego pochodzi. Powiadam Ci, wychodzi!
1/2 szklanki wody po ciecierzycy
1/2 szklanki cukru pudru
1 łyżeczka soku z cytryny
Wodę z cieciorki wlałam do wysokiego naczynia. Ubiłam mikserem z końcówką- trzepaczką przez pięć minut. Nie przestając miksować, dodawałam porcjami cukier puder. Sok z cytryny. Ubijałam kolejne pięć minut. I piana, voila!
Do następnego bezowania, Robaczku.